wtorek, 28 stycznia 2020

"Podzwonne dla Instytutu" czyli nowy polski dystopista.

Bardzo lubię książki, które "trudno" się czyta. Prowokują, zmuszają do myślenia, denerwują mnie, są odkładane i otwierane na nowo. O "Podzwonnym dla Instytutu" również trudno się pisze, słowa muszę wyciskać z siebie jak sok z cytryny.
Właśnie, słowa. To nie jest nowy koncept, języka jako broni. Popadiak serwuje nam orwellowski klimat, ale jego słowa wpływają na czasoprzestrzeń, niemalże jak u Pottera. Język Y uzależnia, wykrzywia, udziwnia, służy jako broń i magia. W murach Instytutu czułam się jak u Kafki, nie potrafiłam przewidzieć co stanie się po przewróceniu strony. I podobnie jak u Kafki, zostało parę niedopowiedzeń, nieopowiedzianych tajemnic. Z tego powodu "Podzwonne..." snuje się po mojej głowie tygodnie po odłożeniu na półkę. Zdecydowanie rozumiem decyzję jury I Ogólnopolskiego Konkursu na Książkę Literacką "Nowy Dokument Tekstowy", gdzie Bartosz Popadiak zgarnął główną nagrodę w kategorii epika za "Podzwonne..."


Oprócz naprawdę dobrej, dopracowanej (by nie rzec - wycyzelowanej) prozy, autor przemyca w tej niepokojącej historii nieco uniwersalnych (ale nie banalnych) prawd. Poniżej próbka (ale nie spoiler):
"Brak konkretnych przyczyn nie przeszkodził jednak supermocarstwom w kontynuowaniu bezprecedensowej walki, która ostatecznie strawiła pozostałości kulturowego dziedzictwa poprzednich wieków, na zawsze zmieniając oblicze świata. Wskazówek godziny zero, układającej się na niebie w olbrzymie smugi po wystrzelonych bombach, nie sposób było cofnąć, można było już tylko patrzeć, jak nadpisują je kolejne i kolejne, tworząc palimpsest zniczenia."

Mam za to iście feministycznie zastrzeżenie do ilości kobiet w tej powieści. Jest co prawda profesorka wśród kadry pedagogicznej tego przybytku, jednak zajmuje się głównie histeryzowaniem i byciem przejętą. Gdy opisywane są zainteresowania naukowe poszczególnych wykładowców jest jedyną, o której nie wspomniano. Wśród podopiecznych ze świecą szukać przedstawicielek tej płci (choć nie ma ani słowa o tym, że szkoła jest tylko dla chłopców). Pojawia się jeszcze jedna znacząca postać - a jakże, służąca. Panie Bartoszu, mamy XXI wiek, a pisze Pan o XXII (tak co najmniej), kobiety już robią kariery naukowe, chodzą do szkół, potrafią nieco więcej od usługiwania i histeryzowania (puszczam w Pańską stronę oczko ;) ).

Dziękuję wydawnictwu animi2 za możliwość przeczytania książki.

czwartek, 2 stycznia 2020

Kocham cyferki i statystykę, czyli podsumowanie 2019 roku w książkach.


Bardzo lubię podsumowania, liczenie, dzielenie na kategorie i wybieranie ulubionych pozycji. Do tego nowa wersja lubimyczytac.pl nie dość, że umożliwiła funkcję „Wyzwania” to jeszcze ułatwiła mi kategoryzację dzięki nowym opcjom w Biblioteczce. Więc jeżeli Was interesuje ile i czego przeczytałam to zapraszam do lektury. 

68 – całkowita ilość książek przeczytanych (dokończonych) w 2019 roku. Przekroczyłam o 11 pozycji zeszły rok, a potroiłam wynik z 2015 roku. Ogólnie doszłam do wniosku, że mam chyba za dużo wolnego czasu, i chyba coś zrobię w celu ograniczenia go :D
15 – tyle książek przeczytałam w ebooku. Wciąż nie jakoś ogromnie dużo, ale prawie 4 razy więcej niż w 2018 (chociaż Kundla dostałam w październiku 2018). Za to staram się kupować ebooki zamiast papieru, co trochę ogranicza przyrost mojej biblioteczki – i tak, kupuję ebooki! Nie bądźmy piratami.
45 – tyle (papierowych) pozycji przybyło do biblioteczki… Z grubsza tyle samo co rok wcześniej (nie mam danych za poprzednie lata). Uważam to za porażkę, bo miałam się ograniczać. Zwłaszcza, że z przeczytanych 68 tylko 29 spełniało oba warunki: 1. Moja 2. Papierowa, co oznacza, że wydłużyłam kolejkę nieprzeczytanych pozycji na regale o 16 tomów. A miałam ją skracać.
3 – audiobooki, w porównaniu z 11 w 2018 to słaby wynik, ale tłumaczę go faktem, że w zeszłym roku miałam operację oczu i 2 tygodnie zakazu patrzenia :D Aczkolwiek muszę wrócić do nawyku słuchania audiobooków przy sprzątaniu/gotowaniu.
21 – tyle pożyczonych pozycji (z biblioteki lub od znajomych/rodziny) zalicza się na poczet tego roku. Prawie 31%! To dlatego, że biblioteka ma termin oddania a te pożyczone od znajomych też trafiają raczej na początek kolejki… dlatego moje własne zbiory cierpią nieczytane.



Wiedząc jak, mogę przyznać się co czytałam. W nawiasach podaję dane za 2018 rok.
Biografie, non-fiction, reportaż – 16 (8)
Fantastyka – 6 (14)
Literatura czeska – 7 (2)
Powieści graficzne (komiksy) – 6 (1)
A także literaturę piękną, ze dwa czy trzy kryminały, publicystykę, listy, powieść historyczną, troszkę literatury popularnonaukowej… z grubsza wszystkiego po trochu. Spróbuję wybrać najlepsze książki w kategoriach literatura piękna/proza, non-fiction,  oraz bubla roku :D

Bubel roku – jak dla mnie mógł być tylko jeden… „Emigracja” Malcolma XD. Moją opinię na temat tej książki znajdziecie tu wraz z uzasadnieniem, dlaczego uważam, że to wcale nieźle, że ją wydano. Go and read!

Z wybraniem najlepszych mam większy problem, bo naprawdę wiele zacnych pozycji trafiło w moje łapki.
Literatura piękna
Tu króluje nasza całkiem nowa Noblistka i „Prowadź swój pług przez kości umarłych” oraz „Opowiadania bizarne”. Zacieram łapki na kolejne książki Olgi Tokarczuk zerkające na mnie z regału. 

Muszę też wspomnieć o „Historii przemocy” Edouarda Louisa i „Górze Tajget” Anny Dziewit-Meller. Wygląda na to, że najwyżej oceniam książki bolesne i trudne, a także, że warto słuchać mądrych babek polecających mądre książki (Ola z Parapetu Literackiego i Marzenka i Ewunia z klubu dyskusyjnego „Pierdy przy płocie” :* )


Non-fiction
„Brakująca połowa dziejów” Anny Kowalczyk, jako uzupełnienie wiadomości z zakresu historii Polski o połowę dotyczącą kobiet. Ożywcze.
„Cesarz wszech chorób” Siddhartha Mukherjee (tu pisałam o tej książce!) – za monumentalne dzieło o raku. A także „Nie ma” Szczygła z zasłużonym Nike i „Błoto słodsze niż miód” Małgorzaty Rejmer z zasłużonym Paszportem Polityki.


Życzę sobie i wam, żeby kolejny rok był równie dobry pod względem lektur, co poprzedni. Jak ktoś chce, to może sobie pogrzebać w mojej biblioteczce na lubimyczytać.pl o tu . To również przydatne narzędzie, jak chcesz mi kupić książkę, a nie wiesz, czy się nie zdublujesz, z tym co mam już na półce. Polecam dawanie mi prezentów w postaci książek, bo podjęłam wyzwanie niekupowania (poza ebookami) aż do Krakowskich Targów Książki (w październiku!!!). No i miło mi będzie jak dacie znać, czy przeczytaliście (albo macie taki plan) coś z mojego polecenia (wtedy moje „blogerskie ego” puchnie aż uwiera). Buzi!
Ania




wtorek, 22 stycznia 2019

„Cesarz wszech chorób. Biografia raka” Siddhartha Mukherjee czyli okrutne zwierciadło.

Zdarza mi się słyszeć opinie, według których „kiedyś to nie było raka bo ludzie nie oddychali spalinami/nie jedli tyle chemii i wszyscy żyli długo i szczęśliwie”. No dobra, może nieco naciągnęłam tę końcówkę o długości i szczęśliwości, ale wiadomo o co chodzi. A mianowicie o przeświadczenie że nowotwór to zupełnie nowa choroba, na którą kiedyś nie zapadano ze względu na „czystsze” czy też „zdrowsze” życie. Guzik prawda! Pierwszą wzmiankę o raku można napotkać w papirusie przetłumaczonym w 1930 roku, a pochodzącym z 2500 roku przed naszą erą. Był to swego rodzaju podręcznik chirurgii, stworzony przez Imhotepa – egipskiego lekarza. Pośród wielu schorzeń, jak pęknięcia kości czy wrzody, znajduje się opis raka piersi. W odróżnieniu jednak od innych chorób, przy tej ostatniej w kolumnie zatytułowanej „leczenie” Imhotep wpisał „brak”. Skąd to wiem?


Ano z wielkiego (fizycznie i merytorycznie) tytułu, czyli „Cesarza wszech chorób. Biografii raka” Siddhartha Mukherjee. Ten amerykański onkolog hinduskiego pochodzenia zrobił coś godnego podziwu: wziął przerażającą chorobę i rozłożył ją na czynniki pierwsze w sposób ciekawy, drobiazgowy ale jednocześnie zrozumiały dla laika. Jasne, że natkniemy się tu na sformułowania takie jak „cytostatyki”, „cisplatyna” czy „protoonkogen”, ale nigdy nie pozostają one niewytłumaczone. Autor udowadnia, że nowotwory towarzyszyły ludziom (i nie tylko przecież) od bardzo dawna. To, że kiedyś nie było tylu przypadków tej choroby wynika z mniejszej wykrywalności oraz faktu, że dawno temu łatwiej było zostać zjedzonym przez niedźwiedzia/tygrysa niż dożyć nowotworu. 



Opis nierównej walki z tak trudnym przeciwnikiem przypomina mi bardzo „Stulecie chirurgów” Jürgena Thorwalda (bardzo polecam tę pozycję, tak na marginesie!). Historie odkryć mrożą krew w żyłach – jak na przykład ta o mastektomii radykalnej. Chirurg nazwiskiem Halsted doszedł do (z grubsza słusznego, ale nie do końca) wniosku, że skoro usunięcie całej piersi zmniejsza szanse nawrotu guza to usunięcie mięśni klatki piersiowej, węzłów chłonnych i połowy obojczyka w ogóle takie szanse wyeliminuje. Posunął się chyba nawet do pomysłu usunięcia stawu ramiennego (czyli de facto amputacji ręki). Na szczęście odkryto radioterapię i udowodniono, że amputacja guza w połączeniu z napromienianiem daje takie same rezultaty jak wycięcie ćwiartki klatki piersiowej…
Z wypiekami na twarzy czytałam rozdziały o dochodzeniu do przyczyn powstawania nowotworów. Wiele miejsca poświęcono jednemu z najbardziej popularnych kancerogenów: dymowi tytoniowemu. Same badania (naukowe i statystyczne) były dość proste a wnioski z nich wynikające – niepodważalne: palenie i żucie tytoniu powoduje nowotwory płuc, oskrzeli, języka i krtani. Przekonanie świata do rzucenia palenia jednak nie było takie proste (do dziś nie całkiem się udało). W latach 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku odsetek palących osiągnął swoje maksimum. Kompanie tytoniowe zarabiały krocie i niechętnie się tego zysku pozbawiały, dlatego przez ich lobbing początkowo na paczkach wylądowały ostrzeżenia typu „Palenie papierosów może być szkodliwe dla zdrowia” – pomimo udowodnionego bezpośredniego wpływu palenia na występowanie raka płuc. Dopiero wielokrotne pozwy oraz precedensowe zezwolenie sądu na wgląd w wewnętrzną dokumentację firm produkujących papierosy ujawnił takie kwiatki:

W pewnym sensie przemysł tytoniowy można uważać za wyspecjalizowany segment przemysłu farmaceutycznego, zorientowany szczególnie na kwestię rytuałów i stylu. Produkty tytoniowe są wyjątkowe, gdyż zawierają i dostarczają nikotynę, farmaceutyk o silnym działaniu i licznych efektach fizjologicznych”.

W taki ekwilibrystyczny sposób omijano mówienie o szkodliwości palenia. Liczne efekty fizjologiczne – to chyba ładne określenie na nowotwór? Gdybym nie rzuciła palenia niemal rok temu, to zdecydowanie odechciałoby mi się papierosów po przeczytaniu tej książki.
Gdy Mukherjee doszedł w swojej opowieści do mechanizmu powstawania raka i uświadomił mnie, że tak naprawdę niemal każda nasza komórka jest tykającą bombą i od powstania nowotworu dzieli nas kilka, kilkanaście mutacji:

Kaskady nieprawidłowych sygnałów, mające początek w zmutowanych genach wspomagają zdolność przetrwania komórki, przyspieszają podział, pozyskują naczynia krwionośne […], trzymają ją przy życiu. Kaskady te są zaburzoną wersją ścieżek wykorzystywanych przez zdrowe komórki. Rak wykorzystuje nasze funkcje życiowe do własnych celów. Jest jak okrutne zwierciadło, […] hiperaktywna, zdolna do przetrwania, poszarpana, płodna i sprytna kopia człowieka.



W zalewie pseudonaukowych bzdur, antyszczepionkowców, ziębitów i witamin leczących raka ta książka jest wybawieniem. Nie tylko pokazuje przyczyny, mechanizm i leczenie (i to wszystko ma sens, w przeciwieństwie do wody, która „pamięta” co się w niej rozpuściło), ale popiera wszystko odniesieniami do opracowań naukowych. Na 540 stron tekstu przypadają 52 strony przypisów. Miód na moje oczy! Polecam tę pozycję każdemu, bo przemyca dużo wiedzy w przystępnej formie, kreśli klarowny obraz choroby i sposobów jej leczenia i daje nadzieję – bo skoro raptem 100 lat temu wiedzieliśmy tak mało, to jak wiele będziemy wiedzieć w 2050? Autor ma swój pomysł na ten temat, a ja czekam cierpliwie, czy się sprawdzi…

Ania

piątek, 3 sierpnia 2018

Podsumowanie pierwszej połowy 2018 roku czyli Mid-Year Freak Out Book Tag!

Zainspirowane między innymi Parapetem literackim stworzyłyśmy czytelnicze podsumowanie pierwszej połowy tego roku. W paru kategoriach wyłoniłyśmy najlepsze, najgorsze i inne "naj" przeczytane od stycznia do czerwca. Dla ułatwienia tytuły są podlinkowane w serwisie 'lubimyczytac.pl'. Zróbcie sobie duży kubek herbaty albo lemoniady, bo trochę tego jest. Zaczynamy!

1. Najlepsza ksiażka przeczytana w 2018 (jak dotychczas)

Agnieszka: Próba wybrania najlepszej książki jaką przeczytałam kojarzy mi się z próbą wybrania dziecka które kocha się bardziej. Tym razem jednak mimo, że na myśl przychodzi mi kilka pozycji udało mi się wybrać tą jedną, być może na jej korzyść zadziałały okoliczności w jakich miałam okazję ją czytać ale do rzeczy. Trevor Noah "Nielegalny. Moje dzieciństwo w RPA". Ta autobiograficzna książka napisana przez komika nie tylko rozbawiła mnie do łez niezliczoną ilość razy, równie często skłaniała mnie do ponownego przemyślenia niektórych tematów. Ta idealna równowaga między żartami a tematami zmuszającymi do refleksji sprawiła, że książkę czytało mi się błyskawicznie, autor umożliwił czytelnikowi spojrzenie na rzeczywistość z innej perspektywy jednocześnie dbając by nie przytłoczyć go emocjonalnym ciężarem.

Ania: Kurta Vonneguta „Rzeźnia numer pięć”. Postawiłabym na półce obok „Paragrafu 22”, absolutny klasyk i wstyd, że wcześniej nie znałam.

2. Najlepsza/najgorsza kontynuacja cyklu

Agnieszka: Nie miałam okazji w tym roku przeczytać zbyt wielu kontynuacji więc wybór w tej kategorii jest dużo prostszy. Hendrik Groen "Dopóki życie trwa. Nowy sekretny dziennik Hendrika Groena, lat 85". Rok temu w trakcie wakacyjnego urlopu przeczytałam "Małe eksperymenty ze szczęściem" tego autora i zakochałam się. Oba dzienniki tego starszego Pana, mieszkańca Amsterdamskiego domu starców, chwyciły mnie za serce i jednocześnie wyciskały ze mnie łzy i sprawiały że chichotałam do kolejnych stron.

Ania: Najlepsza – "Dawca Przysięgi, cześć I" Brandona Sandersona. Autor jest absolutnym mistrzem tworzenia światów, na poziomie Tolkiena i Dana Simmonsa. Druga część książki (w polskim wydaniu trzeci tom trylogii podzielono na dwie części) czeka na mnie na półce, ale nie potrafię się za niego zabrać. Nie chcę, żeby ta niesamowita historia się skończyła!
Najgorsza – "Żerca" Katarzyny Bereniki Miszczuk. Cały cykl „Kwiatu paproci” pochłonęłam w audiobookach, w czasie rekonwalescencji po laserowej korekcji wzroku. Mogłabym się tu trochę poprzyczepiać do serii, ale ogólnie kciuk w górę za słowiański klimat w literaturze kobiecej. Jednak trzeci tom totalnie mnie rozczarował. Dlaczego? (SPOILER) Trochę to głupie, żeby zagadkę kryminalną, na której opiera się cała fabuła rozwiązywać… w tytule.

3. Nowość, której jeszcze nie przeczytałam, ale bardzo chcę

Agnieszka: J.S. Margot "Mazel Tow. Jak zostałam korepetytorką w domu ortodoksyjnych żydów". Książka miała premierę na początku lipca tego roku. Opis na stronie wydawnictwa sprawił, że od razu zapragnęłam ją przeczytać i już od paru dni czeka w czytniku na swoją kolej

Ania: „Opowiadania bizarne” Olgi Tokarczuk, kupiłam razem ze słynnymi już „Biegunami” jeszcze przed ogłoszeniem nagrody International Man Booker Prize (ale już w momencie, gdy „Bieguni” byli nominowani). Z recencji wyczytałam, że Tokarczuk jest mistrzynią krótkiej formy i „Opowiadania” to kawał dobrej literatury. Drugą pozycją, która czeka na półce są „Inni ludzie” Masłowskiej. Gdzie ten urlop, żeby to wszystko nadrobić!

4. Największe rozczarowanie

Agnieszka: Rok 2018 to dla mnie bardzo dobry rok, większość książek które czytam ktoś mi polecił lub wybrałam je ze względu na tematykę i tak wyszło, że nic mnie jeszcze nie rozczarowało.

Ania: Prawie 800 stron powieści o miłości tureckiego noblisty, Orhana Pamuka, czyli „Muzeum niewinności”. Nikt mnie nie rozumie w tym moim smutku, ponieważ moi znajomi, którzy czytali inne pozycje tego autora są nim zachwyceni. A to była po prostu przegadana turecka wersja „Cierpień młodego Wertera”, z tą różnicą że (uwaga spoiler) na końcu umiera ona, a nie on. Gdyby tę historię zmieścić w połowie treści czytałabym to znacznie chętniej, zwłaszcza dla opisów społeczeństwa tureckiego w latach 70-tych. Kroplą przelewającą czarę goryczy był fakt, że historia opowiadana w pierwszej osobie dociera do momentu, gdy główny bohater prosi Orhana Pamuka, żeby spisał jego historię – robi się zbyt „incepcyjnie” jak na mój gust. Numerem dwa na liście rozczarowań jest „Exodus” Orbitowskiego. Piękna okładka i szał kupowania na krakowskich Targach Książki sprawiły, że wpadła w moje łapki i była bodaj pierwszą przeczytaną w tym roku pozycją. Obiecywała jazdę po bandzie i mocne emocje. Jazda po bandzie owszem, była, ale… to się nie trzymało kupy za bardzo. (teraz będą spoilery!) Historia gościa, który ucieka z kraju, zmienia tożsamość, traci wszystko a na końcu kogoś morduje, a to dlatego, że… samochód potrącił jego syna, gdy on akurat nie patrzył.

5. Największa niespodzianka

Agnieszka: Największą niespodzianką tego roku jest dla mnie to, po jakie książki sięgam. Nie wiem czym to jest spowodowane ale jak już widać po moich wcześniejszych odpowiedziach często sięgam teraz po biografie i reportaże które wcześniej nie gościły u mnie tak często i chyba w tym roku mój zmieniający się nastrój czytelniczy jest dla mnie największym zaskoczeniem.

Ania: Audiobooki! Przez operację oczu przez dwa tygodnie nie mogłam czytać. Ani w ogóle za bardzo patrzeć. Audiobooki uratowały mnie przed śmiercią z nudów, a teraz gdy z powrotem mogę już czytać puszczam je sobie do sprzątania! Aktualnie słucham „Stulecia chirurgów” i mieszkanie samo się sprząta.

6. Nowy ulubiony autor

Agnieszka: Nie pojawił się u mnie żaden nowy ulubiony autor za to ostatnio znalazłam swoje ulubione wydawnictwo. Większość bardzo dobrych książek które już przeczytałam w tym roku i równie dużo z listy "do przeczytania" zostało wydanych przez wyd. Czarne. Często teraz gdy szukam czegoś do przeczytania goszczę na ich stronie i zawsze znajdę coś co trafia na moją książkową wish listę.

Ania: Ciężko stwierdzić, czy autor jest moim „ulubionym” po jednej przeczytanej książce, ale pozwolę sobie zinterpretować ten podpunkt jako „przeczytam więcej od tego autora”. W takim wypadku będą to: Kurt Vonnegut, Kazui Ishiguro, Ken Follett.

7. Najbardziej wstrząsająca literatura faktu
Agnieszka: Czytelniczo "mocno stąpam ostatnio po ziemi" więc polecę Wam książkę która niestety z fikcją nie ma nic wspólnego, a szkoda bo lepiej gdyby rzeczy w niej opisane nigdy nie stały się częścią czyjegoś życia.. Jon Krakauer "Missoula. Gwałty w amerykańkim miasteczku uniwersyteckim" . Książka, którą powinna przeczytać każda Kobieta i każdy Mężczyzna bez wyjątku, obnażająca prawdę, wstrząsająca i smutna. Wydaje się, że w czasach w których żyjemy nie ma możliwości by ktoś nie znał definicji gwałtu i nie wiedział, że robi coś złego, wydaje się że wyrośliśmy jako społeczeństwo z victim blamingu, wydaje się... no właśnie, wydaje się.

Ania: „Człowiek o 24 twarzach” to prawdziwa historia człowieka z największym dotychczas stwierdzonym zwielokrotnieniem osobowości. Możecie się z niej dowiedzieć o przyczynach takiego stanu rzeczy, oraz o tym, że nie jest łatwo, kiedy Twoim ciałem musisz dzielić się jeszcze z 23 osobami…

8. Nowy ulubiony bohater

Ania: Cyfral, czyli wróżka, wytwór wyobraźni lub efekt ingerencji biotechnologicznej w mózg bohatera „Pana Lodowego Ogrodu”. Cały cykl Grzędowicza bardzo polecam, ostatni tom jeszcze przede mną, ale jest to kawał dobrej fantastyki.

9. Książka, przez którą płakałam

Agnieszka: Generalnie jestem mięczakiem i do łez jest bardzo łatwo mnie doprowadzić także podam tu tytuł książki która nie tyle doprowadziła mnie do płaczu ile sprawiła, że czułam ogromny smutek i melancholię. Książkę poleciła mi Ania także jeśli czytając z polecenia poczujecie to co ja to wiecie kogo winić  . Kazuo Ishiguro "Nie opuszczaj mnie". Nie będę Wam jej tu opisywać, to jedna z tych książek po które trzeba sięgnąć i przeczytać nie wiedząc o nich za wiele

Ania: Co za zgodność w tym temacie! Nie opuszczaj mnie Kazuo Ishiguro i u mnie wywołało łzy. Po zeszłorocznym Noblu literackim dla autora bardzo chciałam coś przeczytać i uszczęśliwiono mnie tą książką na urodziny. Zostawiła mnie z gigantycznym kacem, zapuchniętymi oczami i strachem przed obejrzeniem ekranizacji. Polecam bardzo! 

10. Książka, która mnie uszczęśliwiła

Agnieszka: Zawsze ale to zawsze uszczęśliwia mnie Harry Potter, jeśli mam zastój i nie potrafię się zebrać do czegoś nowego, wystarczy że sięgnę po Harrego i od razu się rozkręcam, jeśli mam doła, sięgam po Harrego i mija itd. Także w tym roku również uszczęśliwił mnie Harry. Wiem, jestem strasznie nudna :D

Ania: Nietypowo będzie to pozycja bardzo słaba literacko. „Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie” nigdy nie dostanie literackiego Nobla, ale dzięki niej jestem bardzo szczęśliwa, bo nie palę papierosów od pół roku!

11. Najpiękniejsza książka, jaką kupiłam w tym roku

Agnieszka: W ubiegłe Święta dostałam od męża pod choinkę Kindla i ostatnio oszczędzałam moje półki i kupowałam jedynie e-booki, a one wszystkie są tak samo ładne także nie mam najładniejszej książki którą kupiłam. Ale kiedy ostatnio chodziłam po Empiku zauważyłam książkę "Kirke" na półce i muszę przyznać, że jej okładka jest imponująca. Nie wiem jak zawartość więc jeśli ktoś z Was czytał to koniecznie podzielcie się wrażeniami w komentarzach!

Ania: Bezsprzecznie „Inne światy”, czyli opowiadania dwunastu polskich pisarek i pisarzy, opartych o obrazy Jakuba Różalskiego. Książka jest bogato ilustrowana właśnie tymi obrazami, jest przepięknie wydana, a kropką nad i jest opowiadanie mojego literackiego crush’a Jakuba Żulczyka o krasnoludku zwanym Prosiakiem. Smakuję po kawałku jak bardzo dobre whisky.

12. Muszę przeczytać jeszcze w tym roku

Agnieszka: Nie przedłużając wymienię Wam pięć z wieeeelu, które czekają w kolejce.
* Adam Kay "Będzie bolało"
* Kevin Dutton "Mądrość psychopatów"
*Jon Ronson "#WstydźSię!"
* Marek Szymaniak "Urobieni"
* Lidia Ostałowska "Cygan to Cygan"

Ania: „Angielski pacjent” M. Ondaatje, „Biblioteka dusz” (trzeci tom cyklu „Osobliwy dom Pani Peregrine”), wspomnianą wyżej drugą część „Dawcy przysięgi” Sandersona, „Kronikę ptaka nakręcacza” Murakamiego… bo to wszystko pożyczone książki i muszę je w końcu pooddawać :D 


I co, czytaliście coś z naszych nominowanych? Zgadzacie się, czy totalnie nie mamy racji? A może dodaliście dzięki nam coś do listy "do przeczytania"? Dawajcie znać, buziaki! 

środa, 11 lipca 2018

Cudze życie jest ciekawsze niż moje własne, czyli czytajmy biografie.


O polecenie dobrej biografii poprosiła mnie ostatnio Agnieszka, prowokując do szybkiego rachunku sumienia w kwestii tego gatunku literackiego. Po szybkiej analizie półek (tych prawdziwych oraz tych na Lubimy Czytać) wytypowałam kilka najlepszych, najciekawszych lub najbardziej wciągających biografii – moim subiektywnym zdaniem.

1.       Geniusz i obsesja. Wewnętrzny świat Marii Curie – Barbara Goldsmith
Maria Curie, z domu Skłodowska to bodaj najbardziej znana chemiczka i laureatka Nobli na świecie. Od ponad stu lat pozostaje jedyną kobietą, którą dwukrotnie nagrodzono tym wyróżnieniem. Jest także jedną z dwóch osób (obok chemika Linusa Paulinga), która owe dwie nagrody zdobyła w różnych kategoriach. Na jej cześć nazywane są instytuty, szkoły, ulice oraz reaktory jądrowe. Powiedzieć, że jest legendą, inspiracją – to jak nic nie powiedzieć.
W świetnej biografii pióra Barbary Goldsmith poznajemy Marysię jeszcze w jej rodzinnym domu, towarzyszymy w pierwszych miłościach i dylematach. Ogromne wrażenie wywarła na mnie wyczuwalna determinacja Marii, jej nieustępliwość w dążeniu do wyznaczonego celu. W jej młodości Polski nie było nawet na mapie, a edukacja uniwersytecka dla kobiet była niespełnialnym marzeniem. Maria ze swoją siostrą Bronisławą zawarły pakt – najpierw starsza (Bronia) wyjeżdża na studia do Paryża, podczas gdy druga z nich zarabia na czesne, po ukończeniu studiów zaś Bronia będzie utrzymywać Marię. Czas studiów również nie jest dla Marii prosty – na każdym kroku musi zwalczać stereotypy i udowadniać swoją wartość. I robi to dobrze!
Historia i postać Marii Curie to motywacja sama w sobie. Tę pozycję czytałam wielokrotnie, często w czasie sesji egzaminacyjnych na studiach (a jakże) chemicznych, i nic nie działało na mnie lepiej. Przykład tej niezwykłej kobiety dawał „kopa” do nauki. Książka obfituje w ciekawostki i mało znane historyczne fakty o życiu laureatki Nobli, równocześnie nie przerażając niezrozumiałym, naukowym językiem. Polecam wszystkim chemikom, kobietom w „niekobiecych” branżach i studentom w sesji!



2.       Helena Rubinstein. Kobieta, która wymyśliła piękno - Michele Fitoussi
Biografię Marii Skłodowskiej Curie sprezentowała mi babcia, z kolei tę niezwykłą biografię dostałam od dziadka (wspominałam, że bibliofilia jest u mnie warunkowana genetycznie?). W przeciwieństwie do wyżej wspomnianej chemiczki, mało kto zna nazwisko Heleny Rubinstein. Helena żyła w podobnych czasach jak Maria, tło historyczne mamy więc już nakreślone. Była żydówką polskiego pochodzenia, która w 1896 roku przybyła do Australii z dwunastoma słoiczkami kremu własnej receptury. We wspaniałym stylu i zastraszającym tempie stworzyła podwaliny współczesnego rynku produktów do pielęgnacji ciała oraz makijażu. Przyjaźniła się z Pablem Picasso i Salvadorem Dali, wypromowała takie sławy jak Coco Chanel, Yves Saint Laurent czy Dior. Kiedy zmarła w 1965 roku jej imperium warte było 100 milionów dolarów.  
Helena to kolejny przykład inspirującej, zdeterminowanej kobiety. Trudno było mi uwierzyć, że nie znałam jej postaci, która stoi za wielkimi markami kosmetycznymi oraz makijażem, jaki znamy dzisiaj. Zdecydowanie warto znać tę historię!



3.       Mario Vargas Llosa – Raj tuż za rogiem lub Marzenie Celta
Mario Vargas Llosa jest niekwestionowanym mistrzem słowa – ale to żadna tajemnica, wszak literackie Noble nie leżą na ulicy! Tu w jednym punkcie wspomnę o dwóch pozycjach Peruwiańczyka.

Raj tuż za rogiem to biografia podwójna – przeplatają się tu losy Paula Gaugin, francuskiego malarza oraz jego babki, Flory Tristan. On jest buntownikiem, ucieka od paryskiego wygodnego światka bohemy na Tahiti. Ona jest rewolucjonistką, ucieka od jarzma małżeństwa. Oboje chcą zmiany, nie godzą się na rzeczywistość. W tym podwójnym portrecie Llosa jak zawsze trafnie, ze swadą i w przepięknym stylu zadaje ważne pytania i przedstawia swoich bohaterów na podstawie ich podobieństw i przeciwieństw. Powieść-perła.
Marzenie Celta jest efektem fascynacji autora „Jądrem ciemności” Josepha Conrada (czy Józefa Korzeniowskiego). Pod wpływem tej lektury Mario Vargas Llosa zaczął zgłębiać historię Rogera Casementa – rodowitego Irlandczyka, twórcy raportu na temat niewolnictwa w Kongo. Jak w kultowej powieści Conrada, Casement odkrywa coś więcej niż prawdę o traktowaniu człowieka przez drugiego człowieka. Po powrocie do ojczyzny angażuje się w walkę o niepodległość Irlandii – ta zaś owocuje procesem, w którym gwoździem do trumny okazują się jego homoseksualne skłonności. Ponownie, historia niezwykłego życia wzięta na warsztat przez wirtuoza pióra zaowocowała kawałkiem niesamowitej prozy.



A Wy? Macie jakieś ukochane biografie? Czyje życie wciągnęło Was lepiej niż kryminał?
Ania.

wtorek, 12 czerwca 2018

#TeamWładek czyli rozbicie dzielnicowe dla ignorantów – recenzja trylogii „Odrodzone Królestwo” Elżbiety Cherezińskiej


W odróżnieniu od Agnieszki, w szkole średniej byłam w klasie biologiczno-chemicznej i zajęcia humanistyczne (zwłaszcza z historii i WOS-u, literatura jednak zawsze była mi bliska) traktowałam jak dopust boży. Oeeezuu, po co mi wiedzieć, kto z kim i dlaczego, i to 800 lat temu?

Ano właśnie, teraz, 7 lat po skończeniu szkoły średniej widzę te powody - wtedy miałam inne poglądy i na przykład o takim rozbiciu dzielnicowym wiedziałam (z grubsza) że było i że Polska podzieliła się na dzielnice pod władzą książąt. O Władysławie zaś Łokietku – [spoiler alert!] że był niewysokim królem Polski z dynastii Piastów. Szczerze powiedziawszy, przed sięgnięciem po „Koronę śniegu i krwi” chyba nie wsadziłabym go w ten sam wiek co rozbicie dzielnicowe. Ups.

Co się zmieniło? [tekst zawiera niewielkie spoilery, ale jako że trylogia opiera się mocno na faktach historycznych, ciężko to naprawdę nazywać spoilerami…]

„Korona śniegu i krwi” – wrzesień 2017
Jest wrzesień ubiegłego roku, przede mną tygodniowa podróż służbowa. Kręcę się po księgarni (nie, żebym nie miała żadnych pozycji do przeczytania na własnym regale, ale każdy pretekst jest wystarczający, żeby kupić nową książkę), zachęcona opisem i dobrą oceną na lubimyczytac.pl wybieram pierwszy tom trylogii, spodziewając się nieco więcej fantastyki i sporo mniej historii. Nie zauważam kiedy mija jedenastogodzinna podróż do Belgii, w czasie spotkań i wykładów myślami wracam do książki leżącej w hotelowym pokoju a „Przemysł” przestaje być dla mnie tylko „działem produkcji materialnej, w którym wydobywanie zasobów przyrody i dostosowanie ich do potrzeb ludzi odbywa się na dużą skalę, na zasadzie podziału pracy i za pomocą maszyn” a staje się niesamowitą postacią i polskim królem (choć o bardzo krótkich rządach). Kibicuję mu z wypiekami na twarzy w jego drodze do zjednoczenia rozbitego państwa i zdobycia korony. W drodze powrotnej z delegacji wciągam resztę książki, po przekroczeniu polskiej granicy zamawiam dwa kolejne tomy w księgarni internetowej. Wpadam po uszy i na Krakowskich Targach Książki zdobywam autograf autorki, Elżbiety Cherezińskiej, na egzemplarzu „Płomiennej korony”.  

„Niewidzialna korona” – grudzień 2017
Z reguły nie czytam serii książkowych ciągiem – lubię zrobić sobie przerwę od gatunku/stylu/historii i zanurzyć się w niej na nowo po pewnym czasie. Po drugi tom serii sięgam w okresie okołoświątecznym i do pokochanych przeze mnie bohaterów wracam w trudnym (dla nich) momencie: ledwo-co-koronowany Przemysł zostaje zamordowany i nie zostawia żadnych potomków, co sprawia, że jesteśmy w punkcie wyjścia – bez króla i perspektyw. Z początku obiecujący młody książę brzeski i sieradzki Władysław wali babola za babolem (sorry, Władek) i musi brać nogi za pas. Jak się okazuje, najgorsze jeszcze przed nim, bo…

„Płomienna korona” – kwiecień 2018
… bo niestety Krzyżacy też mają swoje trzy grosze do dodania. Władzio po powrocie z banicji i zdobyciu Krakowa staje się Władysławem i chociaż życie i wrogowie polityczni ciężko go doświadczają w ostatecznym rozrachunku zostaje koronowany (co wiemy ze szkoły, więc to żaden spoiler).

No to co, lekcja historii czy dobra zabawa w końcu?
OBA! Dla kogoś równie odpornego na wiedzę historyczną jak ja to było zaskakująco dobre. Stosunek faktów historycznych do fabularnych został dobrany tak, żeby nawet ignorant nie gubił wątku. Postaci, które tworzy Cherezińska są pełnokrwiste, wielobarwne i wydają się autentyczne – czego nigdy nie odczułam na lekcjach historii. Królowie tak samo jak dworzanie, duchowni i wieśniacy kochają, nienawidzą i dają się kochać i nienawidzić. Święta Kinga pachnąca liliami i świecąca blaskiem łaski Pańskiej (dlatego nie musi zapalać światła do czytania) czy wiedźma Mechtylda Askańska rzucająca uroki i ogólny postrach to tylko przykłady (aczkolwiek bardzo dobre!).
Co ze wspomnianym wątkiem fantastycznym? Święci chodzą po ziemi – a w zasadzie unoszą się dwa cale ponad nią - zwierzęta herbowe ożywają i walczą w szeregach swoich panów, wiedźmy są prawdziwymi wiedźmami i mają swoje czary, poganie też potrafią namieszać ziółek… Dodaje smaku, ale nie sprawia, że stukamy się palcem w czoło.

Żeby nie było tak różowo i radośnie, mam parę zarzutów, zwłaszcza do ostatniego tomu trylogii. Autorka kontynuuje wiele wątków, historie postaci znanych i kochanych z poprzednich tomów. Niestety, w tej ostatniej części te motywy niewiele wnoszą, a także nie mają żadnego celu ani zakończenia, jak chociaż historia skrytobójcy Jakuba Guntersberga czy motyw Ludzi Starszej Krwi. Brakło mi uzasadnienia pewnych wydarzeń albo chociaż zamknięcia historii.

Chcąc jakoś zgrabnie podsumować tę recenzję przyznaję całej trylogii mocne 8/10 (nawet w stronę 8,5), a „Koronę śniegu i krwi” oceniam nawet na 9/10. Z całego serca polecam tę sagę, ponieważ:
  •        Będziecie się naprawdę dobrze bawić z bohaterami
  •        Oznaką patriotyzmu jest znajomość własnej historii, a kto jej nie zna, skazany jest na jej powtarzanie
  •        Piastowie to naprawdę był kawał łobuzów!


Buziaki znad książki śle – Ania.

"Podzwonne dla Instytutu" czyli nowy polski dystopista.

Bardzo lubię książki, które "trudno" się czyta. Prowokują, zmuszają do myślenia, denerwują mnie, są odkładane i otwierane na nowo....