wtorek, 12 czerwca 2018

#TeamWładek czyli rozbicie dzielnicowe dla ignorantów – recenzja trylogii „Odrodzone Królestwo” Elżbiety Cherezińskiej


W odróżnieniu od Agnieszki, w szkole średniej byłam w klasie biologiczno-chemicznej i zajęcia humanistyczne (zwłaszcza z historii i WOS-u, literatura jednak zawsze była mi bliska) traktowałam jak dopust boży. Oeeezuu, po co mi wiedzieć, kto z kim i dlaczego, i to 800 lat temu?

Ano właśnie, teraz, 7 lat po skończeniu szkoły średniej widzę te powody - wtedy miałam inne poglądy i na przykład o takim rozbiciu dzielnicowym wiedziałam (z grubsza) że było i że Polska podzieliła się na dzielnice pod władzą książąt. O Władysławie zaś Łokietku – [spoiler alert!] że był niewysokim królem Polski z dynastii Piastów. Szczerze powiedziawszy, przed sięgnięciem po „Koronę śniegu i krwi” chyba nie wsadziłabym go w ten sam wiek co rozbicie dzielnicowe. Ups.

Co się zmieniło? [tekst zawiera niewielkie spoilery, ale jako że trylogia opiera się mocno na faktach historycznych, ciężko to naprawdę nazywać spoilerami…]

„Korona śniegu i krwi” – wrzesień 2017
Jest wrzesień ubiegłego roku, przede mną tygodniowa podróż służbowa. Kręcę się po księgarni (nie, żebym nie miała żadnych pozycji do przeczytania na własnym regale, ale każdy pretekst jest wystarczający, żeby kupić nową książkę), zachęcona opisem i dobrą oceną na lubimyczytac.pl wybieram pierwszy tom trylogii, spodziewając się nieco więcej fantastyki i sporo mniej historii. Nie zauważam kiedy mija jedenastogodzinna podróż do Belgii, w czasie spotkań i wykładów myślami wracam do książki leżącej w hotelowym pokoju a „Przemysł” przestaje być dla mnie tylko „działem produkcji materialnej, w którym wydobywanie zasobów przyrody i dostosowanie ich do potrzeb ludzi odbywa się na dużą skalę, na zasadzie podziału pracy i za pomocą maszyn” a staje się niesamowitą postacią i polskim królem (choć o bardzo krótkich rządach). Kibicuję mu z wypiekami na twarzy w jego drodze do zjednoczenia rozbitego państwa i zdobycia korony. W drodze powrotnej z delegacji wciągam resztę książki, po przekroczeniu polskiej granicy zamawiam dwa kolejne tomy w księgarni internetowej. Wpadam po uszy i na Krakowskich Targach Książki zdobywam autograf autorki, Elżbiety Cherezińskiej, na egzemplarzu „Płomiennej korony”.  

„Niewidzialna korona” – grudzień 2017
Z reguły nie czytam serii książkowych ciągiem – lubię zrobić sobie przerwę od gatunku/stylu/historii i zanurzyć się w niej na nowo po pewnym czasie. Po drugi tom serii sięgam w okresie okołoświątecznym i do pokochanych przeze mnie bohaterów wracam w trudnym (dla nich) momencie: ledwo-co-koronowany Przemysł zostaje zamordowany i nie zostawia żadnych potomków, co sprawia, że jesteśmy w punkcie wyjścia – bez króla i perspektyw. Z początku obiecujący młody książę brzeski i sieradzki Władysław wali babola za babolem (sorry, Władek) i musi brać nogi za pas. Jak się okazuje, najgorsze jeszcze przed nim, bo…

„Płomienna korona” – kwiecień 2018
… bo niestety Krzyżacy też mają swoje trzy grosze do dodania. Władzio po powrocie z banicji i zdobyciu Krakowa staje się Władysławem i chociaż życie i wrogowie polityczni ciężko go doświadczają w ostatecznym rozrachunku zostaje koronowany (co wiemy ze szkoły, więc to żaden spoiler).

No to co, lekcja historii czy dobra zabawa w końcu?
OBA! Dla kogoś równie odpornego na wiedzę historyczną jak ja to było zaskakująco dobre. Stosunek faktów historycznych do fabularnych został dobrany tak, żeby nawet ignorant nie gubił wątku. Postaci, które tworzy Cherezińska są pełnokrwiste, wielobarwne i wydają się autentyczne – czego nigdy nie odczułam na lekcjach historii. Królowie tak samo jak dworzanie, duchowni i wieśniacy kochają, nienawidzą i dają się kochać i nienawidzić. Święta Kinga pachnąca liliami i świecąca blaskiem łaski Pańskiej (dlatego nie musi zapalać światła do czytania) czy wiedźma Mechtylda Askańska rzucająca uroki i ogólny postrach to tylko przykłady (aczkolwiek bardzo dobre!).
Co ze wspomnianym wątkiem fantastycznym? Święci chodzą po ziemi – a w zasadzie unoszą się dwa cale ponad nią - zwierzęta herbowe ożywają i walczą w szeregach swoich panów, wiedźmy są prawdziwymi wiedźmami i mają swoje czary, poganie też potrafią namieszać ziółek… Dodaje smaku, ale nie sprawia, że stukamy się palcem w czoło.

Żeby nie było tak różowo i radośnie, mam parę zarzutów, zwłaszcza do ostatniego tomu trylogii. Autorka kontynuuje wiele wątków, historie postaci znanych i kochanych z poprzednich tomów. Niestety, w tej ostatniej części te motywy niewiele wnoszą, a także nie mają żadnego celu ani zakończenia, jak chociaż historia skrytobójcy Jakuba Guntersberga czy motyw Ludzi Starszej Krwi. Brakło mi uzasadnienia pewnych wydarzeń albo chociaż zamknięcia historii.

Chcąc jakoś zgrabnie podsumować tę recenzję przyznaję całej trylogii mocne 8/10 (nawet w stronę 8,5), a „Koronę śniegu i krwi” oceniam nawet na 9/10. Z całego serca polecam tę sagę, ponieważ:
  •        Będziecie się naprawdę dobrze bawić z bohaterami
  •        Oznaką patriotyzmu jest znajomość własnej historii, a kto jej nie zna, skazany jest na jej powtarzanie
  •        Piastowie to naprawdę był kawał łobuzów!


Buziaki znad książki śle – Ania.

"Podzwonne dla Instytutu" czyli nowy polski dystopista.

Bardzo lubię książki, które "trudno" się czyta. Prowokują, zmuszają do myślenia, denerwują mnie, są odkładane i otwierane na nowo....